Odpływ turystów dał się we znaki Arturowi, który został ostatecznie zmuszony do wystawienia swojego hostelu na sprzedaż. Kupców poszukują właściciele aż czterech hosteli zlokalizowanych w samym centrum, a jeszcze niedawno odsyłali gości z kwitkiem.
Nawet w uznanej za najpiękniejszą kawiarnię świata Loch Camelot można odnaleźć obecnie wolne miejsca, co jest rzeczą nie do pomyślenia!
Biuro ds. Turystyki krakowskiego magistratu stwierdza czarno na białym, że w krakowskich hotelach oraz hostelach w pierwszej połowie 2008 r. ubyło: Niemców i Amerykanów o jedną trzecią, Włochów – o jedną czwartą, a Francuzów – o jedną piątą. Nawet raczący się alkoholem na umór Brytyjczycy, chociaż wciąż jest ich najwięcej, powoli tracą sentyment do krakowskich “stag parties”, czyli wieczorów kawalerskich.
Pełnomocniczka prezydenta Krakowa ds. turystyki, Grażyna Leja powiedziała, że jeżeli teraz nie zostaną podjęte jakieś działania, za rok będzie można tylko tęsknić nawet za wieczorkami kawalerskimi z Anglii.
Jak alarmuje znany restaurator Jacek Łodziński, jeszcze gorsza sytuacja panuje w Sukiennicach. Niektóre spośród kramów zanotowały przychody mniejsze nawet o 80 proc. Jako przyczynę podaje fakt, że ledwie ujrzano w Krakowie tłumy turystów, już ceny poszły szaleńczo w górę.
Na dodatek nie polepsza sytuacji mocny złoty. Za dzień zwiedzania Wawelu trzeba zapłacić ponad 50 zł (15 euro), zwiedzanie kopalnia soli w Wieliczce to koszt 48 zł (ponad 14 euro). Za kawę wypitą na Rynku zapłacimy do 12 zł (ponad 3,5 euro), a za kufel “słynnego taniego polskiego piwa” w pubie trzeba wydać 7-8 zł (2-2,4 euro).
Taksówka kosztuje więcej niż w Londynie, a bilet do Muzeum Narodowego kosztuje 20 zł, prawie tyle samo co do Luwru (9 euro), a należy tutaj zaznaczyć, że wstęp do londyńskiego British Museum jest bezpłatny.
Lotnisko Balice stoi w miejscu, już dwie linie się wyniosły – Sky Europe do Wiednia, a Germanwings do Katowic. Irlandzki Ryanair, który przywoził do Krakowa ponad pół miliona pasażerów rocznie, obecnie narzeka na opłaty lotniskowe.
Grażyna Leja twierdzi, że Kraków przegrywa z Pragą, ale w Czechach na promocję Pragi pieniądze daje rząd. To środki znacznie większe niż te, które można wysupłać z budżetu miasta. Nikogo nie interesuje fakt, że z 8 mln turystów, którzy rok temu zdecydowali się przyjechać do Krakowa, korzysta cały kraj?
Krakowscy urzędnicy pokładają nadzieję w wydarzeniach kulturalnych, koncertach, teatrze. Jak mówi Izabela Helbin, szefowa krakowskiej promocji, chociaż by nie wiadomo co zrobili, to piwo dla przylatujących tanimi liniami Anglików i tak nie będzie tanie. Dlatego trzeba postawić na jakość, ubożsi turyści nie przyjadą, trzeba walczyć o bogatych.
Zdradza również, jak Kraków zainwestuje w promocję – reklamówki miasta zostaną wyemitowane jesienią przez telewizję BBC.
Na razie z wizerunkiem “światowym” jest kiepsko. Rynek Główny przywodzi na myśl małomiasteczkowy bazar. Niemal ciągle są tutaj jakieś niby-targi, promocje, a w powietrzu znad drewnianych bud unosi się swąd grillowanych kiełbasek.
Źródło: Gazeta Wyborcza